Opowieści senne - Blog na pograniczu snu i jawy

...

piątek, 7 maja 2010

Pieprz i Wanilia...

Dwóch chłopaków. Jeden szatyn, zawadiaka. Drugi ciemny blondyn, dłuższe włosy, spokojny i zrównoważony. Oboje dobrze zbudowani. Koledzy z pracy.
Poznaję ich przy jakiejś kawie czy herbacie z koleżankami. Jest ładny, ciepły dzień. Siedzimy w ogródku kawiarnianym. Podchodzą do nas. Szatyn pewnie stroszy piórka przed nami i zagaduje czy mogą się przysiąść, blondyn nieśmiało siada wśród nas, nieznacznie tylko się uśmiechając. Zamawiamy chyba coś do jedzenia. Fast food? Nie wiem, ale na pewno coś niezbyt wyszukanego.
Potem, wychodzi na to, że zaprzyjaźniłam się z jednym i drugim. Choć szatyn był bardziej zawzięty i więcej o mnie zabiegał niż długowłosy blondyn. Zaczęłam się spotykać z szatynem, który był istnym szatanem, dosłownie i w przenośni. Potrafił nieźle zaleźć za skórę, kłóciłam się z nim non stop, ale za to sex z nim był oszałamiający. Lubił szybkie samochody i jak się później okazało, lubił też je kraść. Gdy się z nim kłóciłam zgarnęła go policja. Rzucił mi tylko błagalne spojrzenie i próbował się tłumaczyć. Byłam w szoku. W rozmowie z jego bliskim kolegom, blondynem, dowiedziałam się o wielu innych szokujących mnie rzeczach. Okazało się, że oprócz szybkich samochodów, lubił też szybkie dziewczyny, a on mówi mi o tym tylko z tego względu, że uważał mnie za porządną dziewczynę zasługującą na kogoś lepszego.
Wracając do domu zobaczyłam po drodze jak jakiś mały chłopiec ciągnie na smyczy swojego psa, szastając nim we wszystkie strony. Podeszłam do niego i spytałam, czemu tak robi, a on mi na to, że chce żeby pies się szybciej załatwił, bo on musi coś obejrzeć w telewizji. Powiedziałam mu, że tak nie traktuje się zwierząt i że ciągnąc go na smyczy nie sprawi, że pies się szybciej załatwi. Do tego żeby załatwił swoje potrzeby potrzebuje spokoju, a nie nerwowego szarpania i ciągnięcia go na smyczy (to chyba symbolika tego snu;). I puściłam mu cały wykład a propos tego jak powinien był opiekować się psem. Chłopiec słuchał, a na koniec nawet obiecał poprawę. Rozstaliśmy się spokojnie i bez nerwów, choć wewnątrz mnie kipiało, i mało mi brakowało do tego żeby wytarmosić chłopaka za nos i kopnąć na odchodne.
Będąc już w domu zadzwonił do mnie telefon. Okazało się, że to szatyn. Dzwonił, żeby powiedzieć, że zaraz będzie przed moim blokiem. Widziałam go przez okno jak zajeżdża na środek trawnika jakimś ryczącym, sportowym rumakiem. Nie mam pojęcia, co to był za samochód. Płaski i szeroki, trochę jakby kanciasty, ze schowanymi światłami. Na moje oko to ten samochód miał kolor sraczkowaty, ale on pewnie myślał, że to złoty i że zrobi to na mnie ogromne wrażenie. Tu się mylił. Nie zeszłam do niego od razu. Najzwyczajniej w świecie poszłam do ubikacji… a tak, a niech se poczeka, kłamca jeden, nie będę jego kolejną marionetką. No i tak czekał, aż w końcu wyszłam do niego w rozciągniętym swetrze. Przedtem jeszcze tylko zadzwoniłam do jego szefa spytać czy mają wszystkie samochody w „bazie”. Oczywiście nie mieli wszystkich. Ja czerwona ze wstydu i ze złości, on za to w bardzo dobrym humorze, proponuje mi przejażdżkę. Nie wsiadając w ogóle do samochodu, wygarnęłam mu wszystko to co o nim myślałam i powiedziałam, że z nami koniec. On stwierdził, że będę tylko tego żałować, uśmiechnął się kwaśno pod nosem i odjechał z piskiem opon robiąc hałas i zadymę na całe osiedle.
Czy się zatrzymał na pierwszym lepszym drzewie, czy pierwszej lepszej dziewczynie, tego nie wiem, bo sen się skończył, a mnie było wstyd, że zadałam się z takim fagasem.

KONIEC bajeczki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz