Opowieści senne - Blog na pograniczu snu i jawy

...

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Testowanie mojej zażyłości z psem

Stałam w kolejce z ludźmi ze szkoły przed budynkiem jakiegoś kina. Byłam tam z Rudzią, moim psem. Można było tam wchodzić ze zwierzętami. Widziałam jeszcze kilka osób ze swoimi zwierzakami. Przy kasie biletowej każdy musiał przygotować swoje dokumenty. Nie wiem czy czegoś nie zabrali, ale na pewno spisywali dane. Ogólnie byłam w dobrym i radosnym humorze. Zupełnie nieświadoma miałam iść tylko na film, który mieli wyświetlać. Ruda była spuszczona ze smyczy i radośnie biegała wciąż gdzieś obok mnie, także miałam ją na oku. Nie na długo. Zaczął się robić tłok i ludzie zaczęli przeciskać się w drzwiach. W pewnym momencie Rudzia coś zwęszyła i uciekła mi gdzieś już jak byliśmy w środku, w budynku domniemanego kina. Zaczęłam ją wołać i szukać pomiędzy nogami ludzi. Nikt jej nie widział, a ja wpadałam w coraz większą panikę.

Wpadłam na salę gdzie miał odbywać się seans. Wyglądała jak w dobrym kinie, choć na scenie oprócz ekranu był też stół albo ołtarz, nie wiadomo, po co i na co. Wybiegłam w popłochu i szukałam jej dalej po całym budynku. Korytarze były zimne, długie i wąskie jak szpitalne. Powoli pochłaniała mnie ciemna rozpacz, nie mogłam znieść myśli, że mogłoby się jej coś stać. I wtem osłupiałam. Weszłam do Sali, w której w siatkach pod sufitem wisiały unieruchomione koty. Dotarło do mnie, że mogą tu testować na zwierzętach i że nie bez przyczyny można tu z nimi wchodzić, a zniknięcie Rudej nie jest przypadkowe. Wpadłam w szał i ze złości zaczęłam zrywać wszystkie siatki z kotami, które migiem uciekały gdzie pieprz rośnie. Usłyszałam jakieś krzyki na korytarzu, chwyciłam co popadnie ze stołu niedaleko wyjścia i uciekłam do Sali, w której miał odbyć się seans. Łzy mi pociekły a w ustach pojawiła się gorzka gorycz, na samą myśl, że Rudzi może dziać się krzywda, a wraz z nią, dziesiątką innych zwierząt. Jednak to, co trzymałam w ręku okazało się być gadającym „krasnoludkiem”. Okazało się, że na ludziach także tam testują, a on jest tego dowodem.

Wbiegłam na sale kinową, gdy wszyscy już siedzieli na miejscach, choć seans się jeszcze nie zaczął. Krzycząc i gestykulując dostałam się na scenę. Chciałam wszystko wszystkim wyjawić. Jakaś dziewczyna podała mi mikrofon, a ktoś jeszcze w między czasie pokazywał mi jakby Rudzie, ale ja byłam w szoku i nie chciałam uwierzyć w to, że to mój pies. I już miałam coś powiedzieć przez mikrofon, gdy zadzwonił budzik i przerwał cały sen...

To chyba przez to, że jestem z nią w rozłące śnią mi się takie koszmary!

czwartek, 10 czerwca 2010

koszMAR - 09.06.2010

Podczas mojego pobytu w Hiszpanii, a właściwie w ostatnią noc, kiedy to rano trzeba było wcześnie wstać na samolot, miałam sen, a właściwie koszmar… nie byle jaki. Mój lęk pokazał w nim swoją twarz.
Byłam małą dziewczynką, może dziesięcioletnią. Moja mama oglądała jakiś program w telewizji. Było późno. Razem z siostrą podkradłyśmy się, żeby zobaczyć, co ogląda. To był jakby film dokumentalny, choć można by go śmiało pomylić z horrorem. Spojrzałam na ekran akurat w momencie, gdy były na nim przerażone twarze dwóch nastolatek. Po chwili pojawiło się zbliżenie na mocno zniekształconą twarz chłopaka, chyba nawiedzonego przez szatana. Świecił oczami i wydawał z siebie jakieś dźwięki – bodajże niskie, jednostajne porykiwanie. Gdy się lekko przebudziłam ze snu wydawało mi się, że wciąż go słyszę. I wtedy, całkiem już przebudzona, usłyszałam głośne, ochrypłe ryknięcie, a potem cisza… W wąskiej i ciasnej katalońskiej uliczce niesie się każdy, nawet niewielki dźwięk. Mnie się wydawało, że to było tuż pod naszymi oknami, choć nie słyszałam żadnych kroków. Bałam się sprawdzić, która godzina, zrażona godziną diabła. Ze strachu zaczęło mi się robić gorąco, w głowie przesuwały się różne przerażające obrazy, a to okropne ryczenie huczało mi w uszach. Nie mogłam zmrużyć oka, ani uspokoić myśli. Leżałam prawie bez ruchu. Dosłownie koszmar.
Nie spałam już do naszej pobudki na samolot. Teraz już chyba wiem skąd wynikł ten sen. Moja podświadomość próbowała mnie ostrzec i nie pozwoliła mi spać, albo może bardziej przygotowywała mnie nerwowo do tego, co miało nadejść. Zgubienie drogi, spóźnienie się na odprawę, start w ulewnym deszczu, już nie mówiąc o tym, że boję się latać – to było dla mnie za dużo jak na jedną noc!!!