(pierwszy)
Mój dom, Ty, ja, mama i ktoś jeszcze. To był jakby kolega mojego brata. Był o wiele starszy ode mnie. Przystojny, wysoki, ładnie ubrany, włosy gęste i dobrze ułożone; taki trochę Jarek Jakimowicz, choć z twarzy był zupełnie inny. Przychodził do nas do domu. Adorował moją mamę i adorował mnie, wszystko w stylu fircyka, króla kobiecych serc. Był miły, zabawny i dobrze ułożony, nie narzucał się, ale ewidentnie miał coś w planach. Podobał mi się jako kolega, zupełnie nie dostrzegałam jego zamiarów, choć czułam się przy nim świetnie i wciąż się śmiałam. I chyba nawet chciałam ostrzec, tak zupełnie podświadomie tamtą naiwną ją, że to zwyczajny playboy i że trzeba na niego uważać.
Ty byłeś ogromnie zazdrosny, patrzyłeś na to ze złością, ale raczej nie przyszło Ci do głowy by o mnie walczyć i zabiegać, tak jak on to robił, czy nawet w inny sposób. Siedziałeś gdzieś z boku i obserwowałeś nas z gniewnym wzrokiem, jakbyś miał zaraz wybuchnąć. Jednak tamta ja, ta we śnie, zupełnie tego nie dostrzegała.
Skończyło się na niczym.
(drugi)
Była balanga, jakby bal, studniówka mojej klasy z liceum i z podstawówki. Tańczyliśmy, jak to zazwyczaj bywa na takich imprezach, wszyscy w jednym, wielkim kole. Byłam ubrana w jasną, może białą lub kremową, błyszczącą suknię z odsłoniętymi ramionami i długą aż do ziemi (zupełnie jakby w negatywnie w stosunku do rzeczywistości). Wyglądałam ślicznie i każdy mi to mówił. Widziałam jak „Jadźka” (moja dobra koleżanka kiedyś) uśmiecha się i zabawnie mruga do mnie wymalowanym okiem.
Potem podbiegli do mnie od tyłu „chłopaki” i zaczęli mnie zaczepiać, zupełnie jak na wiejskiej zabawie. Kilka dziewczyn rozbiegło się z piskiem po sali, zawodząc ze śmiechu. Ja też zaczęłam uciekać przed nimi i śmiejąc się wpadłam w jakiś korytarz o żółtych ścianach i żółtym świetle. Znalazłam się w łazience równie obskurnej jak tamten korytarz, a może nawet gorszej.
Nie wiem jak skończyła się ta historia i wolałabym nie wiedzieć, bo zaczęło się robić nieciekawie w tej łazience.
(trzeci)
Znów byłam w jakiejś łazience, ale zupełnie innej. Nowoczesnej, w nowoczesnym domu, z oknem na całą ścianę i bez drzwi. Robiłam kupę na dziwnym kibelku. Nagle zaczął się rozjeżdżać jakby rozpływać, a ja wpadałam coraz bardziej do środka, nie mogąc się wydostać. Za oknem w ogrodzie zobaczyłam trzech kolegów ze studiów. Konrada, Tomka i Łukasza. Siedzieli gdzieś z boku na ławce i śmiali się do siebie, pewnie z jakiegoś żartu. Na szczęście nie widzieli mnie, a ja ich zupełnie nie słyszałam. Choć bałam się, że mogą mnie zobaczyć w takim stanie.
Nagle w kierunku łazienki zaczął skradać się jakiś facet w czarnym ubraniu, ciemnych włosach, z wąsami i brodą. Myślał chyba, że go nie widzę i przeskakiwał wciąż z kąta w kąt, jak jakiś antyterrorysta. Nie pamiętam jak to się skończyło, bo chyba się przebudziłam. Może ten dziwny gość uratował mnie przed totalną katastrofą i pogrążeniu się we własnym gównie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz