Dzień spędzałam ze znajomymi na plaży. Siedzieliśmy w kuckach w rządku nad brzegiem jakiejś wody. Za nami musiały być tłumy smażących się na słońcu ludzi. Wszyscy się śmiali i ogólnie było wesoło. Aż nagle ktoś wepchnął nas do wody.
Zaczęliśmy pływać, a wygłupów podwodnych nie było końca. Miedzy nami zaczęła pływać ryba. Duża ryba. Miała ciało karpia, ale płetwy piękne jak u rajskiego welona. Kolory jej były dziwne i wciąż się zmieniały. Obserwowałam ją. Nie bała się. I choć skakaliśmy i wygłupialiśmy się nadal, ona nie odpływała.
Wynurzyliśmy się z wody w zupełnie innym miejscu, choć też na plaży. To była wyspa bez drzew, ale na środku niej stał stary ceglany kościół. Było tam sporo ludzi, może turystów przyjeżdżających zwiedzać tę okolicę. Weszłam do środka. Nie było tam praktycznie nic oprócz oświetlenia i schodów po prawej stronie od wejścia, które wiodły gdzieś do góry. Tam się okazało, że mam wziąć ślub z nieznajomym człowiekiem, ale który ponoć był bardzo we mnie zakochany.
Wyglądałam inaczej niż wyglądam w rzeczywistości. To była jakby lepsza wersja mnie. Nie chciałam tego ślubu. Opierałam się. Nie chciałam poślubić zupełnie obcego mi człowieka. Spojrzałam w stronę wyjścia. Z jakiejś wieży strzelały kolorowe fajerwerki zupełnie bezgłośnie. Uciekłam.
Na plaży dostrzegłam ogromnego rajskiego ptaka, który kołował nad moją głową. Dalej uciekałam, a człowiek, za którego miałam wyjść, ścigał mnie.
Znalazłam się na moim osiedlu. Był wieczór i wciąż czułam, że ktoś mnie śledzi. Okrążyłam bloki i weszłam na szeroki deptak prowadzący do mojego domu. Unosiłam się w powietrzu. Byłam w dziwnie melancholijnym nastroju. Śpiewałam. Nie pamiętam, co. Gdy dotarłam do mojego domu, zamiast iść do siebie, poszłam do koleżanki (tej, która kiedyś uważała się za moją przyjaciółkę, a była jedną wielką ściemniarą). Razem z nią wjechałam na 11 piętro naszego bloku. Winda była jakaś ociężała i im wyżej tym wolniej wjeżdżała na górę. W końcu zamiast znaleźć się na górze znalazłam się na dole, pod blokiem. Gdzie wszyscy na mnie czekali, a moja Siostra i Mama były zamieszane w intrygę związaną ze ślubem. One też nie były podobne do siebie. Mama była chuda i miała długie włosy, a Siostra… nie pamiętam. W końcu zobaczyłam tego, za którego miałam wyjść i który rzekomo był we mnie bardzo zakochany. Miał trójkątną łysą głowę, był niski i potężny jak jakiś byk rozpłodowy, a jego góra mięśni mnie przerażała (totalnie nie mój typ faceta). Mama i Siostra przekonywały mnie, że to dobry chłopak i namawiały mnie do ślubu. Ja nie wierzyłam w to i dalej się wzbraniałam. Aż w końcu on mnie przytulił i przekonywał, że mnie kocha. Ja się zaczęłam zastanawiać czy mnie kiedyś nie udusi tymi mięśniami; no tak teraz jesteś łagodny jak baranek, ale kiedyś możesz użyć tej góry mięśni przeciwko mnie… to mnie chyba obudziło.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz