Opowieści senne - Blog na pograniczu snu i jawy

...

sobota, 13 lutego 2010

Sen 13luty

Był szary i wilgotny dzień. Nie pamiętam jak tam się znalazłam. Była ze mną Oliwia i chyba ktoś jeszcze. Ktoś, kto zawsze był z tylu za mną, choć nie pamiętam jego twarzy.
Weszliśmy na czyjeś podwórko, następnie przez ganek do domu. To był stary, duży dom o skrzypiących podłogach i stukających ścianach. Trochę jak z horroru amerykańskiego, w którym panoszy się pustka, masa kurzu i zapach wilgotnej zgnilizny, jakby przed chwila ktoś tam umarł. Czasem też trzaśnie niedomknięta okiennica od wiatru, wprowadzając tym samym moment grozy. Ale ja się chyba cieszyłam z tego, że tam jestem. Biegałam w wielkim podnieceniu po wszystkich pokojach i rożnych pomieszczeniach, prawie tak samo jakbym miała się tam wprowadzić. Chyba chciałam zobaczyć jaki jest układ i rozmieszczenie domu. Wpadłam do kuchni, w której stał na środku stół, a w rogu pod wielkim oknem rozpadające się szafki kuchenne. Wszystko było brudne i pokryte grubiutką, puchatą warstewką kurzu. Weszłam do jednego z pomieszczeniem przylegających do kuchni. To był mały, podłużny pokój; pomyślałam wtedy: "dobry dla babci". W pokoju nic nie było, nie pamiętam nawet czy było okno. Wyszłam i zamknęłam drzwi. Chyba się uśmiechnęłam pod nosem. Po chwili otworzyłam następne, zaraz obok. Przeraziłam się. To była jakby mała łazienka, choć nie posiadała typowej armatury. Za to w podłodze było coś, co przypominało rów szerokości 20-30 cm, długości 2metrów i głębokości może 10-15 metrów. Co to było, nie mam pojęcia. Stałam tam i myślałam nad tym co to może być. Na dnie tego zbiornika można było dostrzec żółtawo-zielonkawa maź, w której coś pływało. Nie czułam żadnego zapachu i choć było to bardzo dziwne, mój niepokój nie był wielki.
Zobaczyłam przez okno Oliwię. Przeszedł mnie dreszcz i zrobiłam wielkie oczy. Na zewnątrz za oknem było wielkie bagno. Wyszłam i zawołałam ją. Ziemia na podwórzu była czarna, kleista i śliska, tylko gdzieniegdzie wyrastały małe kępki trawy. Za to ok. 20metrów od domu było grzęzawisko. Oliwia była blisko, zdecydowanie za blisko tego bagna. Idąc w jej kierunku zostawiałam za sobą błotniste ślady moich butów. Wtem spostrzegłam trzy białe, małe kotki. Topiły się w tym bagnie, łapki im się zapadały, nie mogły się wydostać. Kwiliły przy tym bardzo głośno, wołając o pomoc. Chciałyśmy je uratować, choć ziemia była grząska i niepewna. Jednego z nich chyba chwyciłam. Potem się obudziłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz